czwartek, 14 lipca 2016

Playa del Carmen- subiektywny przewodnik

Co robić w Playa del Carmen?

W każdym przewodniku przeczytamy o słynnej Piątej Alei, która niczym sopocki Monciak przepełniona jest knajpkami, sklepami i turystami. Jednak Playa del Carmen, jedno z najszybciej rozrastających się miast na świecie, to więcej niż jeden deptak. Dokąd chodzą lokalsi? Co można robić w Playa del Carmen, jeśli jest się tu dłużej niż jeden dzień?


Coś na ząb


Nie sposób opisać wszystkie restauracje, knajpy i bary w Playa del Carmen. Ciągle przybywają nowe, podczas gdy inne się zamykają, zmieniają nazwę lub profil. Ja wybrałam te, które znajdują się poza Piątą Aleją, a do których chętnie i często wracam. Drobna rada, jak się poruszać po mieście: ulice są oznakowane według prostego klucza: avenidas to aleje, są one równolegle do wybrzeża oraz ponumerowane liczbami nieparzystymi zmieniającymi się co pięć, natomiast calles  to ulice, które są prostopadłe do wybrzeża, a ich parzyste numery zmieniają się co dwa. Adresy podaje się za pomocą kwadratu (cuadra), w którym znajduje się dany budynek, np. Avenida 30 między 20 a 25. Przeważnie nie podaje się numeru budynku, a numery ulic lubią się niestety powtarzać, co czasami komplikuje ten prosty w swym założeniu schemat. 

Mapa Playa del Carmen 

La Ceiba 
Adres: 30 avenida norte, entre Constituyentes y 20

Idealne miejsce na pyszne, pożywne śniadanie, najlepiej zaserwowane z sokiem ze świeżych owoców. Polecam w szczególności chilaquiles -jedne z najlepszych, jakie jadłam. Duży wybór dań wegetariańskich, co dla mnie jest bardzo dużą zaletą, wszystko robione ze świeżych składników. Obok restauracji działa sklep, w którym przeważnie się zaopatruję. Można tu dostać świeże przyprawy, orzechy, bakalie, pyszne sery, naturalne jogurty (bez cukru, co w Meksyku nie jest oczywiste), dużo produktów importowanych z Europy czy Azji, a także lokalne smakołyki, żywność ekologiczną, gluten free itp. Uwaga- zwykle, aby dostać stolik, trzeba odczekać trochę w kolejce, ale warto. Zresztą kolejka o tym właśnie świadczy :)

Chilaquiles


Cafe Elemento
Adres: Avenida 25 norte entre 26 y 28

Ciekawy, artystyczny wystrój w dobrym guście, dużo przestrzeni w środku i na zewnątrz, bardzo dobre jedzenie. Idealne miejsce na kawę, na obiad, lub żeby w skupieniu popracować przy komputerze. Cisza, spokój, wi-fi, miła obsługa. 

Caiman Tugurio
Adres: Calle 24 norte (blisko Piątej Alei)

Miejsce położone bardzo blisko Piątej Alei, a jednak tak dalekie jeśli chodzi o panujący tu klimat. Stosunkowo niskie ceny (za 60-80 peso pyszne naleśniki z sosami i sałatką), wystrój bardziej alternatywny oraz wieczorne koncerty sprawiają, że jest to miejsce idealne zarówno na obiad, jak i wieczorny wypad ze znajomymi, często tutaj zaczyna się nocne imprezowanie. Lokal niedawno się powiększył, można wybrać stolik na świeżym powietrzu lub w środku. 

Alux
Adres: Av. Juárez Mza. 217 Lote. 2 Col. Ejidal entre diagonal 65 i 70

Absolutny hit. Restauracja w środku najprawdziwszej cenoty! Siedem magicznych grot tworzących wapienną studnię mającą ponad 10.000 lat zostało wykorzystanych, aby stworzyć jedyne w swoim rodzaju miejsce. Jemy kolację, a nad nami zwisają stalaktyty... Idealne na randkę, kolację przy świecach, ale także na drinka czy prywatny event. Ceny nie tak wygórowane, jakby się mogło wydawać. Zresztą warto wydać trochę więcej peso. Zdjęcia i menu można znaleźć na stronie

Wnętrze Alux


La Parilla Mucho Gusto
Adres: Avenida 25 norte entre calles 28 y 30

W Playa mieszka sporo Argentyńczyków, nie brakuje więc restauracji serwujących steki lub piekarni wypiekających empanadas. Nie mogło zabraknąć też tanga. W Parilla Mucho Gusto w każdą środę organizowane są darmowe, otwarte lekcje tanga- o godz. 19:30 dla początkujących, o 20:30 dla zaawansowanych, a póżniej do północy trwa milonga. Nie trzeba mieć partnera, ani się zapisywać, wystarczy przyjść i dołączyć się do lekcji, a natychmiast znajdzie się druga osoba do tańca. A po skończonej lekcji można najeść się pysznymi argentyńskimi potrawami przygotowywanymi na wielkim grillu- w końcu to La Pariilla- lub napić się lampki wina. 

Aguachiles
Adres: calle 34 con la avenida 25

Specjalnością lokalu są rybne tacos oraz tostadas (podpieczone tortille) oraz tytułowe aguachiles, czyli danie z surowych krewetek z dodatkiem chile i limonki. Znajdziemy tu również słynne ceviche w kilku wersjach, czyli wszystko to, co powinno się jeść w nadmorskiej miejscowości. A do tego wszystkiego przepyszne sosy- moje ulubione to ostre mango, chipotle (wędzona papryka jalapeno) oraz kolendrowy. 

El Fogón
Adres: Av. Constituyentes con la calle 30

Ja mięsa akurat nie jem, ale Fogon stał się miejscem praktycznie kultowym, także warto o nim wspomnieć. Tacos, arrachera, costilla, carne al carbón…jeśli mówią Ci coś te nazwy, lub po porstu jesteś ciekawy, jak smakuje typowe meksykańskie jedzenie, to polecam zdecydowanie. Nie przejmuj się, że wystrój nie jest luksusowy, nie o to w tym miejscu chodzi. 


Nocne życie

Z pewnością każdy, kto jest w Playa trafi prędzej czy później na Piątą Aleję, a nocą odkryje skrzyżowanie tejże z ulicą 12...dyskoteka jedna przy drugiej, hordy pijanych lub naćpanych ludzi. Słynne Coco Bongo, kluby ze striptizem, techno do rana to coś, co automatycznie kojarzy się z tym nadmorskim kurortem. Nie bez powodu miejscowość nazywana jest „Playa del Crimen”, czyli Plażą Zbrodni…Patrząc w weekendową noc na ulicę 12 rzeczywiście można odnieść wrażenie, że nazwa ta o wiele bardziej pasuje niż słowo Carmen, związane z figurką Matki Bożej z Góry Karmel… Tak czy inaczej ja zdecydowałam się przedstawić poniżej kilka mniej oczywistych miejsc, większość z dala od Piątej Alei. 

Las Helodias 
Adres: 28 Norte Mza 79 Lt 6 Loc. 1A, Centro

Bar znany z dwóch typowo meksykańskich rzeczy- wystroju w stylu lucha libre oraz doskonałych micheladas w różnych wersjach smakowych…dla niewtajemniczonych: lucha libre to meksykański wrestling a michelada to piwo z dodatkiem (co za niespodzianka) chile, limonki oraz… sosu angielskiego (u nas nazywanego maggie), w Las Helodias podawana również w wersji owocowej- polecam z mango :) Połączenie dla nas dziwne, i tak też smakuje pierwszy łyk. Gdy się jednak przyzwyczaimy do tego smaku, okazuje się on zaskakująco przyjemny, wręcz uzależniający. W każdym razie zdecydowanie polecam, chociażby spróbować. 

Le Lotus Rouge
Abres: Avenida 35 con la calle Norte 2

Miejsce dość oryginalnie urządzone, ocierające się o kicz, ale ciekawe jako alternatywna dla dyskotek z Piątej. Można trafić na bardzo ciekawe wydarzenia, np. koncerty muzyki afrykańskiej, warsztaty robienia alebrijes czy wieczorne milongi. Można też wstąpić po prostu na piwo czy coś przekąsić. Niekoniecznie każdemu przypadnie do gustu, ale zdecydowanie warte sprawdzenia, zwłaszcza jeśli akurat organizowane są wydarzenia kulturowe. 


Impreza w Lotus Rouge


Santanera
Adres: Calle 10 Norte 27

Blisko Piątej Alei, bardzo popularny klub zarówno wśród mieszkańców, jak i przyjezdnych- często to tutaj kończy się imprezę po uprzedniej rundzie po innych klubach. Dlatego w piątki i soboty robi się tłoczno dopiero ok. 2 w nocy. Na pierwszym piętrze znajduje się dość szeroki taras ze stolikami i didżejką, w sam raz na chillout przy piwie w tygodniu (często są promocje). W środku jest sala z miejscami do siedzenia i tańczenia, a na samej górze bar i parkiet na świeżym powietrzu z widokiem na miasto. Muzyka głównie elektroniczna. Warto zwrócić uwagę na kilka interesujących, kiczowatych elementów wystroju, takich jak plastikowy jaguar, neonowy Jezus przy didżejce lub ołtarzyk poświęcony Malverde, czyli patronowi handlarzy narkotyków. Więcej na stronie

La Mezcalinna 
Adres: calle 12 entre 1 av y playa

Przebywając w Meksyku, trzeba koniecznie spróbować bimber z agawy, czyli mezcal. Nie jest to trunek pochodzący z Jukatanu, więc trudno tutaj o tradycyjne mezcalerie, ale na szczęście jest Mezcalinna, która obok koncertów lub imprez z djem oferuje szeroki wybór mezcali w przystępnej cenie. Polecam np. ten z maracują :) Ogólnie fajne miejsce na początek imprezy.

Dolores Yuca Bar
Adres: Calle 12 Con 1 Nte

Z Mezcalinną sąsiaduje Dolores, bar z imprezami na dachu, muzyką house-techno-electro, miłą obsługą i prawie zawsze tłumem ludzi. Miejsce zdecydowanie bardziej do tańczenia niż posiedzenia, bo siedząc przy tak głośnej muzyce po prostu niewykonalne jest pogadać z osobami obok.

Las Raices
Adres: Avenida Juarez entre 60 y 70 Colonia Ejidal

Miejsce łączące w sobie dwie kultury- meksykańską i kubańską. Las Raices to lokalna restauracja z dużą sceną i tak samo dużym parkietem do tańczenia. W niektóre dni odbywają się tutaj lekcje salsy, ale nawet bez nich warto tu przyjść, bo zawsze znajdzie się ktoś chętny do tańca przy latynoskich rytmach granych przez kubańskich muzyków. Ponieważ jest położone po drugiej stronie trasy federalnej, turystów tutaj raczej nie ma, w przeciwieństwie do La Bodeguita del Medio, która położona jest w centrum. 



Cantinas 

To dla fanów wyrażeń takich jak: „prawdziwy Meksyk”, „z dala od utartego szlaku” oraz „nie jestem typowym turystą”. W Playa rozwija się turystyka, a jak turystyka, to i hotele, a jak hotele, to ktoś musi je zbudować, pomalować, wyczyścić, zasiać kwiatki itp. itd. Stąd obok świata amerykańskich spring breakers mamy tu świat zwykłych mieszkańców, robotników, pracowników hoteli, którzy też lubią wyjść się pobawić. I zamiast do Coco Bongo chodzą do kantyn (cantinas). To lokalne bary, gdzie przy plastikowych stolikach przykrytych ceratami sączy się piwo dwa razy tańsze niż w centrum, a do tańca porywa latynoska muzyka grana na żywo, i to często o wiele lepiej, niż zespoły grające do kotleta dla gringos. Kantyn jest sporo w różnych częściach miasta, jedna z bardziej popularnych znajduje się przy skrzyżowaniu Alei 30 z ulicą 2 norte, a gdy tam skończy się impreza, wszyscy się przenoszą parę metrów obok, do kantyny przy ulicy 1 sur. 


Trochę kultury

Parque la Ceiba
Adres: Calle 1ª. Sur y Diagonal 60

To przestrzeń stworzona przez organizację Flora Fauna y Cultura de Mexico, której celem jest dbanie o naturalne i kulturowe dziedzictwo stanu Quintana Roo. Organizacja została utworzona jako odpowiedź na problemy środowiskowe oraz kulturowe będące wynikiem przyspieszonego rozwoju urbanistycznego oraz turystycznego w tym regionie. W Parque la Ceiba można wziąć udział w rozmaitych wydarzeniach, takich jak targi lokalnych producentów, warsztaty artystyczne i ekologiczne dla dzieci, pokazy filmów dokumentalnych lub sprzątanie plaży. To taka inna twarz Riwiery- twarz mieszkańców, którzy przejmują się ochroną środowiska i starają się wzbogacić ofertę kulturową miasta, a przy tym zmniejszyć szkody wywołane masową turystyką. Miejsce niezwykle potrzebne. Oprócz eventów organizowany jest również wolontariat, m.in. przy ochronie wylęgujących się żółwi. Informacje nt. bieżących wydarzeń oraz działalności organizacji można znaleźć na stronie lub FB. Polecam również stronę El Cine Club, który organizuje pokazy filmowe m.in. w Parku La Ceiba. 


Projekcje organizowane przez El Cine Club

Plaża


Pamiętam, że jeszcze pięć lat temu chodziłam głównie na miejską plażę Mamitas. Nie było tłumów, a zaletą była bliskość barów i restauracji. Część z nich oferuje leżaki lub wielkie łóżka z baldachimem, na których w zamian za ustaloną kwotę minimalnej konsumpcji można się opalać, sącząc drinka. Obecnie miejsce to, zwłaszcza w weekendy oraz święta, jest dla mnie zbyt tłoczne i gwarne. Sama plaża też się przez te kilka ostatnie lat zmieniła, jest coraz mniejsza, i niestety coraz brudniejsza. Dlatego obecnie wolę przejechać się kawałeczek dalej, w okolice hotelu Paradisus na plażę Punta Esmeralda. Oprócz wspomnianego hotelu i kilku stoisk z jedzeniem w sąsiedztwie nie ma praktycznie nic, a dodatkową atrakcją jest znajdująca się na samej plaży cenota, czyli wapienna studnia ze słodką wodą, która stamtąd wpada do morza. W weekendy co prawda też jest tu sporo ludzi, ale i tak panuje dużo przyjemniejsza atmosfera niż w centrum miasta. 


Cenota na plaży Esmeralda

Playa Esmeralda







piątek, 24 czerwca 2016

Co się stało w Oaxace?

W polskich mediach pojawiły się niepojące wiadomości na temat zamieszek w Meksyku. Około sto osób rannych, ośmiu zabitych, 21 zatrzymanych. Do starć z policją federalną doszło w miejscowości Nochixtlan w południowym stanie Oaxaca podczas protestów nauczycieli przeciwko reformie edukacyjnej. Manifestacje mają miejsce w wielu krajach na świecie, ostatnio nawet u nas ich nie brakuje, więc czemu w Meksyku kończy się to tragedią? Przeciwko czemu buntują się nauczyciele, i dlaczego konflikt aż tak się zaostrzył?

Newsy z Meksyku, które docierają do polskiego odbiorcy dotyczą przeważnie wojny narkotykowej, zamieszek lub zbrojnych konfliktów. Jednym słowem śmierci. Jednak niezależnie od rzeczywistej sytuacji, przeciętny widz, nie znając tła społeczno-politycznego oraz realiów Meksyku zwykle automatycznie kojarzy każdą taką wiadomość z kartelami. Przekonałam się o tym, będąc na projekcji i spotkaniu z reżyserką filmu dokumentalnego "Królowie nieistniejącego miasta" w ramach WWF. Film opowiada o życiu trzech rodzin, które zdecydowały się pozostać w swoim rodzinnym miasteczku, prawie całkowicie zalanym z powodu budowy zapory wodnej na rzece płynącej nieopodal. Większość mieszkańców została przesiedlona, ale te trzy rodziny nie potrafiły opuścić swojej małej ojczyzny. Podczas dyskusji po projekcji reżyserka Betzabé García wspomniała, że jeden z lokalnych aktywistów sprzeciwiający się przesiedleniu, został zamordowany. Padło pytanie z publiczności, czy stał za tym kartel narkotykowy. Otóż nie, kartele co prawda miały swoje wpływy w tamtym regionie, bo mają je w całym Meksyku, ale to nie one odpowiadają za zarządzanie nieruchomościami i budowę zapory. Za zniknięciem działacza stały lokalne władze. I to właśnie stanowi najsmutniejszą część obecnej sytuacji Meksyku- obok karteli narkotykowych, lokalnych gangów, w całym tym zdemoralizowanym świecie bierze udział również władza. Policja, urzędnicy, wojsko, lokalne władze. Władze na wyższych szczeblach. Wszyscy. I to jest właśnie najstraszniejsze. 

niedziela, 19 czerwca 2016

Tlaxcala, czyli dokąd uciec z Miasta Meksyk


Uwielbiam stolicę Meksyku, Chilangolandię, DF... Mimo zatłoczonego metra, smrodu na ulicach, całodobowego hałasu i wielogodzinnych korków, uwielbiam to miasto z całym jego dobytkiem. Ale czasem trzeba z niego albo od niego uciec. W promieniu kilku godzin jazdy jest mnóstwo opcji: Puebla, Cuernavaca, Taxco, do Acapulco jest też stosunkowo niedaleko, Tepoztlan, Tepozotlan (to dwa różne miasta)…jednak moim ukochanym, zawsze ciepło mnie przyjmującym regionem jest Tlaxcala.

Stan Tlaxcala na mapie Meksyku (Wikipedia)

To najmniejszy stan Meksyku, ze stolicą o tej samej nazwie. Prawie zupełnie nieznany, bo ustępujący miejsca bardziej pokaźnej  sąsiadce- Puebli, a jeśli już, to kojarzony z zawarciem przymierza przez Indian z Cortezem w XVI w. Fakt, że nie rozwinęła się tam masowa turystyka z punktu widzenia samego turysty ma same zalety. Ceny są niższe, ludzie bardziej przyjaźni, jedzenie niemodyfikowane, a zmęczony stołecznym zgiełkiem podróżnik może odnaleźć tu ciszę i spokój. Ale nie tylko- ten niewielki stan bogaty jest bowiem w różnego rodzaje atrakcje, dzięki którym zarówno miłośnik natury, jak i wielbiciel historii znajdą tu coś dla siebie. Dojechać można autobusem (odjeżdżają ze stacji TAPO, jedzie się ok. 2 godziny) lub samochodem wyjeżdżając ze stolicy tą samą autostradą co w kierunku Puebli. 




niedziela, 1 maja 2016

Jak się żyje w Playa del Carmen?

To też jedno z najczęstszych pytań pojawiających się w dyskusjach na forach oraz w prywatnych wiadomościach do mnie. Jakie są zalety, a jakie wady tej miejscowości? Łatwo tu o pracę? Czy Playę można nazwać prawdziwym Meksykiem, czy jest to tylko stworzone pod turystów miasteczko?Postaram się nakreślić, jak to wygląda z mojej perspektywy, wymieniając najważniejsze wg mnie pozytywne i negatywne strony mieszkania w Playa del Carmen. 



czwartek, 21 kwietnia 2016

Żmija, która lata, czyli zwiedzanie stanu Coahuila

"A po co w ogóle jedziesz na północ?"- to pytanie słyszałam często i za każdym razem odpowiadałam, że u mnie dużo rzeczy jest trochę na odwrót. Bo skoro mieszkam przy plaży, w najbardziej turystycznym regionie Meksyku, i w dodatku pracuję w sektorze turystyki, swoje wolne dni wolę spędzić na pustyni, gdzie nie ma żywej duszy. Skoro na co dzień mam wokół tropikalny las, to dla odmiany czasem pragnę wyjechać do dużego miasta, gdzie brakuje tak oczywistych atrakcji turystycznych jakie są na Riviera Maya, a dżunglę jukatańską zamieniam na miejską. W każdym razie, w kwietniu znalazłam się w północno-wschodniej części Meksyku, w stanie Coahuila. Mimo że zwykle Meksyk kojarzy się głównie z morzem, palmami i majańskimi ruinami, większość terytorium państwa to właśnie pustynia. Krajobrazy, które do tej pory widziałam tylko w filmach o dzikim Meksyku, i praworządnych gringos co mają zaprowadzić porządek lub w filmach dokumentalnych przedstawiających sytuację przy granicy, czyli od lat toczącą się wojnę karteli i dramatyczne historie osób, które nielegalnie próbują przedostać się do Stanów. Coahuila graniczy z Teksasem, więc dla licznych osób jest to droga do amerykańskiego snu. Wcześniej, do 1835 roku Coahuila i Teksas były połączone i tworzyły jeden z 19 stanów meksykańskich, posiadający dwie stolice: Monclova i Saltillo. Rok później Teksas się odłączył, proklamując niezależną republikę, a dziesięć lat potem, w wyniku wojny meksykańsko-amerykańskiej, został przyłączony do USA. 

Stan Coahuila na mapie Meksyku, źródło: Wikipedia


Coahuila

Stolica: Saltillo (600 tys. mieszkańców)
Powierzchnia: 151 571 km² (trzeci co do wielkości stan Meksyku)
Liczba mieszkańców: 3 255 595 
Nazwa: jest wiele teorii pochodzenia nazwy, jedna z nich mówi, że oznacza "żmiję, która lata".

wtorek, 5 kwietnia 2016

O czym pamiętać planując podróż do Meksyku?


Pewnie powstało już tysiąc osiemset pięćdziesiąt wpisów na ten temat, ale to jedno z najczęstszych pytań, jakie dostaję. Poniżej postaram się więc udzielić kilka rad, które mam nadzieję pomogą lepiej przygotować się do wyjazdu i uniknąć niemiłych niespodzianek. A może coś byście dodali do tej listy? 

1. Zastanów się, co najbardziej Cię interesuje. 

Jedni preferują wypoczynek przy drinku na plaży, inni lubią zwiedzać majańskie ruiny. Są tacy, którzy wolą pobyć w jednym miejscu dłużej, poczuć jego klimat, poznać mieszkańców, ale nie brakuje turystów, którym wystarczy zaczekinowanie się na fejsbuku, wstawienie fotki, zebranie lajków i ruszenie dalej. Ja nie oceniam, po prostu Meksyk to kraj, który oferuje zarówno plaże, jak i turystykę kulturową, przygodową, religijną…więc zanim zaczniesz planować trasę, warto się zastanowić: co mnie interesuje? Czy chcę zobaczyć dużo zabytków, czy wylegiwać się na plaży? Czy jestem gotowy spędzić kilkanaście godzin w autobusie, czy raczej wolę pobyć w jednym miejscu dłużej? Czy ciekawią mnie typowo turystyczne miejsca, czy wolę zobaczyć coś mniej znanego?

czwartek, 7 stycznia 2016

O co dzisiaj walczą zapatyści? Część II

"Znajdujesz się na zbuntowanym terytorium zapatystów. Tu lud rządzi, a rząd słucha"- to zdanie stało się jednym z najbardziej symbolicznych przekazów ideologii ruchu zapatystów. W poprzednim poście pisałam o założonej przez nich 26 lat temu szkole w San Cristobal, teraz będzie trochę więcej tła historycznego oraz wrażenia z wizyty w jednym z autonomicznych regionów w Chiapas zarządzanych przez tzw. Juntas del Buen Gobierno



Jak powstał ruch i jakie były główne żądania?

O zapatystach zrobiło się głośno 1 stycznia 1994 roku, gdy w Indianie z południowego stanu Chiapas zorganizowali  zbrojne powstanie przeciwko federalnemu rządowi meksykańskiemu. Na czele ruchu, który przyjął nazwę Zapatystowska Armia Wyzwolenia Narodowego, stanął Subcomandante Marcos. Jest to najprawdopodobniej metys, który zawsze podczas publicznych wystąpień ma twarz zasłoniętą kominiarką i nigdy do końca nie potwierdził swojego nazwiska, ale przez wielu jest utożsamiany z Rafaelem Sebastiánem Guillén Vicente, byłym studentem wydziału filozofii Autonomicznego Uniwersytetu w Mieście Meksyk (UNAM). 1 stycznia 1994 to data wejścia w życie Północnoamerykańskiego Układu Wolnego Handlu (NAFTA), który uderzał w interesy lokalnych producentów, faworyzując wielkie koncerny oraz interesy rządowe. Nazwa ruchu wywodzi się od nazwiska przywódcy meksykańskiego powstania z 1910 roku, Emiliano Zapaty. 

Zapatyści sprzeciwiali się przede wszystkim federalnej polityce dyskryminacji i izolacjonizmu, walcząc jednocześnie o prawo do ziemi, poszanowanie rdzennej kultury, równouprawnienie kobiet i mężczyzn, dostęp do edukacji i służby zdrowia dla wszystkich. Główne żądania i hasła to: praca, ziemia, dach nad głową, wyżywienie, zdrowie, edukacja, niezależność, wolność, demokracja, sprawiedliwość i pokój. Jak sami mówią, ich celem nie było przejęcie władzy w kraju (wielu powstańców zamiast broni miało drewniane atrapy), ale zwrócenie uwagi na lokalne problemy oraz uzyskanie autonomii w ramach państwa. Można powiedzieć, że obydwa cele zostały w pewnym stopniu spełnione. Dzięki nowym technologiom, takim jak Internet, radio, połączenia satelitarne, cały świat dowiedział się o problemach Indian z Chiapas. Wielu twórców, artystów, polityków, działaczy, dziennikarzy zaczęło publicznie wyrażać swoje poparcie dla ruchu zapatystów. Jednym z przykładów jest Manu   lub Rage Against The Machine. W 1996 roku doszło do pokojowych rozmów, w wyniku których podpisano Układ w San Andres, zapewniający Indianom autonomię (i odpowiedni zapis w konstytucji) oraz dający im przywileje. Jednak już krótko po tym okazało się, że rząd wcale nie zamierza porozumienia respektować. Dlatego już w 2001 roku zapatyści wyruszyli w dwutygodniowy, pokojowy marsz do stolicy kraju, aby podjąć na nowo rozmowy z władzą w sprawie realizacji ich postulatów. Stopniowo też sami, bez pozwolenia rządu zaczęli wprowadzać autonomię na terenie Chiapas, wycofując się jednocześnie z życia publicznego. 

Co to są caracoles i juntas de buen gobierno?

Caracol to po hiszpańsku ślimak. Jego kształt symbolizuje drogę do serca, a także wiedzy. Można również interpretować to odwrotnie, jako drogę prowadzącą na zewnątrz, do świata. Taka nazwa została wybrana przez zapatystów w 2003 roku na określenie każdego z pięciu zbuntowanych autonomicznych regionów w Chiapas, i zastąpiła poprzednią nazwę, aguascalientes, aby zaznaczyć nowy etap zapatyzmu. Każdy caracol ma pod sobą gminy (municipios), czyli indiańskie wioski, których mieszkańcy decydują, czy przyłączyć się do ślimaka, czy nie.
Obecnie regiony autonomiczne zapatystów nie są oficjalnie uznane przez rząd, ale funkcjonują od kilkunastu lat na zasadzie "państwa w państwie". Mają swój samorząd, komitety (każdy do odpowiedniej dziedziny), radę, własny system edukacji, szkolnictwa oraz wojsko. Każdy caracol zarządzany jest przez Radę Dobrego Rządu (Junta de Buen Gobierno). Na czym polega ten "dobry" rząd? Właśnie na tym, że to mieszkańcy wydają rozkazy, a on je wykonuje. To rzeczywisty przykład demokracji bezpośredniej, uczestniczącej. System organizacji jest rotacyjny, tzn. na czele rady zasiadają mieszkańcy wiosek i zmieniają się co tydzień, dwa. Ma to zapobiec korupcji i nadużyciom władzy. Juntas mają jeszcze jedno zadanie- ponieważ bardzo dużo grup bandyckich zaczęło się podszywać pod zapatystów, przynosząc im złą sławę, obecnie każda osoba, organizacja, jednostka, która chce współpracować z ruchem musi zgłosić się właśnie do junty. 





Oventik, 22 lata po rewolucji 

Oventik to wioska znajdująca się 60 km od San Cristobal, ale trzeba pamiętać o tym, że 60 km przez kręte górzyste drogi Chiapas oznacza mniej więcej dwie godziny podróży. Dojeżdża się tam colectivo (co nie jest niespodzianką w Meksyku:), ale my akurat jedziemy własnym samochodem. Po drodze mijamy San Juan Chamula- miasteczko znane z kościółka, w którym odbywają się rytuały łączące w sobie prekolumbijskie wierzenia i katolickie tradycje (np. zabijanie kurczaków, aby ktoś z rodziny wyzdrowiał), oraz San Adres, miejsce, gdzie w 1996 doszło do porozumienia między zapatystami a władzami federalnymi. Na miejsce dojeżdżamy po południu, gdy sporo ludzi zaczęło się już zbierać, aby świętować rocznicę rewolucji. Przed przekroczeniem bramy musimy odpowiedzieć na kilka pytań: skąd jesteśmy, gdzie pracujemy, czy jesteśmy z "Sexta", co miało chyba oznaczać, czy znamy Szóstą Deklarację. Zostajemy wpuszczeni na teren zapatystów… uliczka prowadzi w dół na główny plac, gdzie Indianie w kominiarkach słuchają przemówienia. Mają zakryte twarze, bo w razie interwencji policji, wojska, a także ze względu na robione im zdjęcia, trudniej ich będzie rozpoznać. Po drodze mijamy kolorowo pomalowane budynki, w których znajdują się sklepy z pamiątkami, restauracje, siedziba władz, przychodnia itp. Wszędzie można kupić koszulki, breloczki z wizerunkiem zapatystów, ale też kawę, filmy związane z tematyką ruchu, płyty z muzyką. Obok głównego placu znajduje się boisko, a w jednym z budynków zrobiono "sypialnię" dla przyjezdnych, czyli turystów, takich jak my. Zamiast łóżek są drewniane deski, można też rozwiesić hamak.

Po któtkim spacerze postanawiamy coś zjeść. Trochę szok. Kawa, chleb i tamales (takie meksykańskie gołąbki)  kosztują nas 9 peso, czyli trochę ponad 2 złote. Trzy razy pytam się kelnerki, czy aby na pewno dobrze policzyła, ale dostaję zapewnienie, że tak.
- Jedzenie pochodzi ze sklepów kolektywnych, tzn. takich, w których sprzedawcy nie pobierają pensji za pracę, ponieważ sprzedawcami są mieszkańcy pełniący na zmianę dyżury w sklepie, a jedzenie kupowane jest hurtowo i sprzedawane również po cenach hurtowych. - wyjaśnia.
Wszędzie obowiązuje segregacja śmieci, są dostępne krany z czystą wodą do płukania owoców i warzyw…czy to na pewno dzieje się w Meksyku?



Próbuję zastosować się do sugestii doktora Raymunda, czyli porozmawiać z mieszkańcami. Kiedy widzimy, że bardzo dużo osób z kominiarkach z drewnianymi atrapami broni zbiera się na głównej drodze, podpytujemy kelnerki, o co chodzi. W odpowiedzi słyszymy, że o zmianę władzy, ale gdy chcemy poznać więcej szczegółów, zarówno ona, jak i inni obecni mówią, że nie wiedzą. Na niewiele zdają się inne rozmowy i to jest właściwie to, czego mi zabrakło podczas naszej wizyty. Ale przecież byłyśmy tam na chwilę, krótko, i jesteśmy z zewnątrz, nie każdy musi się przed nami otworzyć i wyłożyć całą ideologię zapatystów, przedstawiając sposób funkcjonowania wioski.


Im bliżej północy, tym więcej ludzi się zbiera. Przemówienia w języku hiszpańskim i tzotzil przeplatane są wystąpieniami muzycznymi. Są tańce, jedzenie, pamiątki, ale nie ma…alkoholu. Nikt nie pije i nigdzie nie można go kupić. To efekt wprowadzonej tutaj na wniosek kobiet prohibicji, tzw. ley seca. Wcześniej, tak jak w wielu biednych, oddalonych od turystycznych szlaków regionach, alkoholizm stanowił duży problem społeczny, powodując następne, np. przemoc domową. Dlatego dzisiaj napisy na tablicach przy wjeździe przypominają o zakazie alkoholu i narkotyków. Poza tym celem zgromadzenia nie jest zabawa, to świętowanie rocznicy rewolucji, będącej początkiem zmian. Wydaje się, że każdy obecny ma tego świadomość. Często kluczowym elementem obchodów jest przemówienie samego Marcosa, ale dzisiaj go nie zobaczymy.

"Wszyscy jesteśmy Marcos"

Na temat tajemniczego lidera powstało tysiące artykułów, książek, prac magisterskich, filmów…Setki spekulacji, kim jest, skąd pochodzi, czym się zajmuje. Mnóstwo krytyki na temat jego poglądów i braku koherencji. Dwa lata temu wycofał się zresztą ze swojej działalności, a przemówienia wygłasza jego następca Subcomandante Moises. Jednak czy ma to znaczenie? Czy w pogoni za szczegółami, nie gubimy istoty całej ideologii? Może dlatego dzisiaj od zapatystów można usłyszeć zdanie: "wszyscy jesteśmy Marcos", bo w końcu główne założenie to nie przejęcie rządów, nie zmiana całego systemu, nie zyskanie sławy, ale demokracja uczestnicząca, przekazanie władzy w ręce lokalnej społeczności, która stanowi sól tej ziemi.  Znowu przytoczę fragment wywiadu Artura Domosławskiego z Ryszardem Kapuścińskim, w którym ten drugi stwierdza, że
"ta pokojowa guerrilla Marcosa, jakkolwiek dziwacznie to brzmi, będzie miała szalony wpływ na ewolucję w Ameryce Łacińskiej. Bo oto po raz pierwszy w historii całego regionu jest szansa, żeby konflikt, który rozpoczął się zbrojnym starciem między władzą i opozycją, rozwiązać metodami pokojowymi. I więcej - chodzi nie tylko o to, żeby go rozwiązać, ale żeby z tego konfliktu stworzyć nową jakość społeczną, żeby wykorzystać go dla demokratyzacji, dla przywrócenia równości społecznej, dla walki z niesprawiedliwością".





O co walczą zapatyści dzisiaj?

Na pewno jest dużo do zrobienia. Dojeżdżając do Oventic, tej artystycznej enklawy czystości, sprawnej organizacji i świadomości społecznej, mijamy wioski praktycznie zasypane śmieciami. Wszędzie grożą tabliczki z napisem: "za wyrzucanie śmieci mandat 2000 peso" (co ciekawe, w każdej wiosce kwota jest inna), ale to nic nie daje. Śmieci są w lasach, przy drodze, na ulicach. Poziom higieny jest zatrważająco niski. To zresztą nie jest jedyny, nawet nie największy problem. W Chiapas połowa mieszkańców żyje poniżej minimum egzystencji, na 100 osób powyżej piętnastego roku życia 18 nie potrafi czytać ani pisać. Dzieci nie mają dostępu do edukacji, bo rodzice nie mają pieniędzy, a szkoła często znajduje się za daleko od wioski. To wszystko dzieje się w regionie, który jest jednocześnie najuboższy i najbogatszy, bo tu znajduje się ropa, bursztyn i inne surowce mineralne, lasy będące źródłem drewna i nieskończonej ilości owoców, nasion i warzyw. Uprawia się tu kawę, kakao, awokado, mango i kilkaset innych roślin, a rezerwaty przyrody są schronieniem dla dzikich zwierząt. Najbogatszy również ze względu na atrakcje turystyczne: tajemnicze miasta Majów ukryte w dżungli, wodospady, kolonialne miasta, góry, wulkany i wybrzeże Oceanu Spokojnego, wszystko to sprawia, że Chiapas stało się jednym z najciekawszych i najchętniej odwiedzanych regionów Meksyku. Pytanie tylko, jaki procent zysków z handlu, turystyki i rolnictwa trafia bezpośrednio do Indian. 

O mnie

Moje zdjęcie
Podróżniczka, iberystka, tłumaczka. Licencjonowana przewodniczka po Meksyku i miłośniczka jego kultury.