piątek, 24 czerwca 2016

Co się stało w Oaxace?

W polskich mediach pojawiły się niepojące wiadomości na temat zamieszek w Meksyku. Około sto osób rannych, ośmiu zabitych, 21 zatrzymanych. Do starć z policją federalną doszło w miejscowości Nochixtlan w południowym stanie Oaxaca podczas protestów nauczycieli przeciwko reformie edukacyjnej. Manifestacje mają miejsce w wielu krajach na świecie, ostatnio nawet u nas ich nie brakuje, więc czemu w Meksyku kończy się to tragedią? Przeciwko czemu buntują się nauczyciele, i dlaczego konflikt aż tak się zaostrzył?

Newsy z Meksyku, które docierają do polskiego odbiorcy dotyczą przeważnie wojny narkotykowej, zamieszek lub zbrojnych konfliktów. Jednym słowem śmierci. Jednak niezależnie od rzeczywistej sytuacji, przeciętny widz, nie znając tła społeczno-politycznego oraz realiów Meksyku zwykle automatycznie kojarzy każdą taką wiadomość z kartelami. Przekonałam się o tym, będąc na projekcji i spotkaniu z reżyserką filmu dokumentalnego "Królowie nieistniejącego miasta" w ramach WWF. Film opowiada o życiu trzech rodzin, które zdecydowały się pozostać w swoim rodzinnym miasteczku, prawie całkowicie zalanym z powodu budowy zapory wodnej na rzece płynącej nieopodal. Większość mieszkańców została przesiedlona, ale te trzy rodziny nie potrafiły opuścić swojej małej ojczyzny. Podczas dyskusji po projekcji reżyserka Betzabé García wspomniała, że jeden z lokalnych aktywistów sprzeciwiający się przesiedleniu, został zamordowany. Padło pytanie z publiczności, czy stał za tym kartel narkotykowy. Otóż nie, kartele co prawda miały swoje wpływy w tamtym regionie, bo mają je w całym Meksyku, ale to nie one odpowiadają za zarządzanie nieruchomościami i budowę zapory. Za zniknięciem działacza stały lokalne władze. I to właśnie stanowi najsmutniejszą część obecnej sytuacji Meksyku- obok karteli narkotykowych, lokalnych gangów, w całym tym zdemoralizowanym świecie bierze udział również władza. Policja, urzędnicy, wojsko, lokalne władze. Władze na wyższych szczeblach. Wszyscy. I to jest właśnie najstraszniejsze. 

niedziela, 19 czerwca 2016

Tlaxcala, czyli dokąd uciec z Miasta Meksyk


Uwielbiam stolicę Meksyku, Chilangolandię, DF... Mimo zatłoczonego metra, smrodu na ulicach, całodobowego hałasu i wielogodzinnych korków, uwielbiam to miasto z całym jego dobytkiem. Ale czasem trzeba z niego albo od niego uciec. W promieniu kilku godzin jazdy jest mnóstwo opcji: Puebla, Cuernavaca, Taxco, do Acapulco jest też stosunkowo niedaleko, Tepoztlan, Tepozotlan (to dwa różne miasta)…jednak moim ukochanym, zawsze ciepło mnie przyjmującym regionem jest Tlaxcala.

Stan Tlaxcala na mapie Meksyku (Wikipedia)

To najmniejszy stan Meksyku, ze stolicą o tej samej nazwie. Prawie zupełnie nieznany, bo ustępujący miejsca bardziej pokaźnej  sąsiadce- Puebli, a jeśli już, to kojarzony z zawarciem przymierza przez Indian z Cortezem w XVI w. Fakt, że nie rozwinęła się tam masowa turystyka z punktu widzenia samego turysty ma same zalety. Ceny są niższe, ludzie bardziej przyjaźni, jedzenie niemodyfikowane, a zmęczony stołecznym zgiełkiem podróżnik może odnaleźć tu ciszę i spokój. Ale nie tylko- ten niewielki stan bogaty jest bowiem w różnego rodzaje atrakcje, dzięki którym zarówno miłośnik natury, jak i wielbiciel historii znajdą tu coś dla siebie. Dojechać można autobusem (odjeżdżają ze stacji TAPO, jedzie się ok. 2 godziny) lub samochodem wyjeżdżając ze stolicy tą samą autostradą co w kierunku Puebli. 




O mnie

Moje zdjęcie
Podróżniczka, iberystka, tłumaczka. Licencjonowana przewodniczka po Meksyku i miłośniczka jego kultury.