To jedno z pierwszych pytań, jakie pada ze strony turystów. Zazwyczaj już na lotnisku, gdy w trakcie zamieszania (A czyj to bagaż? Gdzie najlepiej wymienić pieniądze? Długo będziemy iść do autokaru?) ktoś rzuca: a jak się żyje w Meksyku? Tak jak by dało się na nie odpowiedzieć równie prosto i zwięźle, co na poprzednie.
To temat na całą książkę, ba! na serię książek. Albo chociażby na bloga:)
No bo w ogóle co do znaczy w Meksyku? Inaczej żyje się w małym górskim pueblo, inaczej w największej metropolii świata, inaczej w turystycznym raju czyli Riviera Maya. Jak porównać, albo raczej jak wyciągnąć reprezentatywny obraz, gdy północ mało ma wspólnego w południem, zamknięte strzeżone osiedla w DF nijak się mają do majańskich wiosek zagubionych w jukatańskiej selwie. Niemniej jednak oczywiście istnieje coś, co nazywamy charakterem narodowym, a także typem kulturowym. Meksyk niewątpliwie należy do kultury polichronicznej, a w takowej ważniejsze niż punktualność oraz przestrzeganie harmonogramów są stosunki międzyludzkie. Wszelkie "deadline'y" traktuje się dość elastycznie. Słowo, które w Meksyku niewątpliwie usłyszymy na każdym kroku to "ahorita", czyli w wolnym tłumaczeniu "za chwileczkę", jednak chwileczka ta może trwać kilka minut albo…kilka godzin.
Nasza polska kultura, jak można się domyślić, jest odwrotnością meksykańskiej. Stąd też Polak mieszkający w Meksyku lub Meksykanin w Polsce może oznaczać szereg nieporozumień, nietrafionych oczekiwań oraz konfliktów.
Dzisiaj miałam właśnie taką sytuację. I niby powinnam być do tego już przyzwyczajona, niby zawsze powtarzam "nic mnie już tu nie dziwi", a jednak się dziwię. Bo w Meksyku, żeby był jeszcze większy Meksyk, to czasem ludzie są zorganizowani, czasem nie. Czasem są punktualni, a czasem nie. Raz podchodzę do pana stojącego na przystanku i zajmującego się organizacją ruchu transportu publicznego, i pytam, o której odjeżdża autobus R14. - O 13.48, odpowiada pan. I rzeczywiście ma rację. Innym razem zaś, w innym mieście, gdy chcę gdzieś dojechać, okazuje się, że nie ma przystanków, ani rozkładów, tylko trzeba łapać autobus na ulicy. Kiedy? Wtedy kiedy będzie przejeżdżał.
Taka sytuacja, taka zwyczajna…jazda autobusem.
Na trasie San Cris -Palenque, ok. 21 godz., kierowca oznajmił:
- Szanowni Państwo, wkraczamy na 15 kilometrowy odcinek wysokiego ryzyka ze względu na napady. Proszę schować swoje rzeczy osobiste. Informuję również, że z tego powodu wyłączamy telewizor w autokarze. Za 20 min zrobimy przerwę na coś do picia. Życzę przyjemnej podróży.
Niebezpieczny odcinek przebiegł spokojnie, ale ok. 1 w nocy zatrzymaliśmy się na jakiejś stacji i kierowca kazał nam wszystkim opuścić autokar, zostawiając w nim rzeczy. Wszyscy zaspani, nie wiedzieliśmy o co chodzi.
-Otóż autokar musi pojechać do myjni, za chwilę wróci i pojedziemy dalej.
Już nie wspomnę o tym, że podano mi złą godzinę przyjazdu oraz zły terminal, w wyniku czego osoby, które miały mnie odebrać, czekały godzinę na innej stacji, ale że same zostały źle poinformowane (mój autobus nie przyjeżdżał, a każdy mówił co innego), postanowiły iść do domu i po drodze spotkały mnie:)
Na serio nie wiem, czemu jeszcze mnie dziwią tu dialogi typu:
-Panie kierowco, dojedziemy na terminal przy piątej alei, tak?
-Tak, zgadza się.
Dojeżdżając na inny terminal...
-Ale to nie jest terminal przy piątej alei.
-No nie jest- odpowiada spokojnie kierowca.
Na trasie San Cris -Palenque, ok. 21 godz., kierowca oznajmił:
- Szanowni Państwo, wkraczamy na 15 kilometrowy odcinek wysokiego ryzyka ze względu na napady. Proszę schować swoje rzeczy osobiste. Informuję również, że z tego powodu wyłączamy telewizor w autokarze. Za 20 min zrobimy przerwę na coś do picia. Życzę przyjemnej podróży.
Niebezpieczny odcinek przebiegł spokojnie, ale ok. 1 w nocy zatrzymaliśmy się na jakiejś stacji i kierowca kazał nam wszystkim opuścić autokar, zostawiając w nim rzeczy. Wszyscy zaspani, nie wiedzieliśmy o co chodzi.
-Otóż autokar musi pojechać do myjni, za chwilę wróci i pojedziemy dalej.
Już nie wspomnę o tym, że podano mi złą godzinę przyjazdu oraz zły terminal, w wyniku czego osoby, które miały mnie odebrać, czekały godzinę na innej stacji, ale że same zostały źle poinformowane (mój autobus nie przyjeżdżał, a każdy mówił co innego), postanowiły iść do domu i po drodze spotkały mnie:)
Na serio nie wiem, czemu jeszcze mnie dziwią tu dialogi typu:
-Panie kierowco, dojedziemy na terminal przy piątej alei, tak?
-Tak, zgadza się.
Dojeżdżając na inny terminal...
-Ale to nie jest terminal przy piątej alei.
-No nie jest- odpowiada spokojnie kierowca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz